Technologie szczególnej troski

W historii techniki, wśród wielu dokonanych przez ludzkość wynalazków, istnieją takie, których zniknięcie na pewno byśmy zauważyli, ale nie byłoby z tego powodu zbytniego lamentu. Są takie, które tylko uprzyjemniają życie i żadną miarą nie da się ich nazwać absolutnie niezbędnymi. Ale kilka spośród wynalazków technicznych zajmuje pozycję szczególną: są nie tyle niezbędne, ale wręcz uzależniające użytkownika, zaś technologie na tych wynalazkach oparte stanowią już codzienność, w której funkcjonujemy. Gdyby takie technologie z jakichkolwiek przyczyn zniknęły lub zawiodły w skali globalnej, cywilizacji groziłaby niewyobrażalna wręcz katastrofa.

Takie technologie nazwiemy uzależniającymi

Łatwo je wskazać: to masowe używanie energii elektrycznej, silniki cieplne (spalające paliwa kopalne), szybki transport, masowa produkcja żywności, oparta na standardach przemysłowych, technologie wytwarzające środki czystości i medykamenty oraz wszelkie technologie tworzenia, przekazu i powielania informacji. Najnowsze takie wynalazki to biotechnologie i masowa informatyzacja.
 
Wielce charakterystyczna jest kariera owych ważnych technologii: pierwsze prace nad nimi prowadzone są jako próba realizacja tzw. odwiecznych marzeń ludzkości (latanie, zdrowie, wydajny i zawsze posłuszny sługa, pełne decydowanie o własnym ciele, pragnienie mocy i panowania, wiedza o wszystkim, etc). Gdy pojawia się pierwszy godny uwagi rezultat, następuje faza błyskawicznego udoskonalania pierwszego działającego prototypu. W wyniku takich działań niemal bez wysiłku marketingowego nowa technika znajduje amatorów chętnych finansować dalszy jej rozwój swymi pieniędzmi. Niemal z dnia na dzień pojawiają się nowe generacje wyrobów, z których każda jest w istotny sposób doskonalsza od poprzedniej. Szybko topnieją zaporowe z początku ceny, technologia staje się powszechnie dostępna, obrasta własnym systemem korzystnego kredytowania - aż orientujemy się, że nas uzależniła. Że bez używania tej technologii funkcjonujemy wyraźnie gorzej. Przedłużeniem uzależnienia funkcjonalnego jest uzależnienie marketingowe, np. programy lojalnościowe, albo popularne praktyki kredytowania sprzętu obowiązkiem opłacania abonamentu przez jakiś czas.
 
Niemal idealnym przykładem potwierdzającym przedstawiony powyżej obraz jest oszałamiająca kariera telefonu komórkowego, który w ciągu niespełna dziesięciu lat, z gadżetu bogaczy stał się codziennym towarzyszem szarych zjadaczy chleba, także w krajach relatywnie biednych. Jest on bodaj pierwszym przykładem uzależniających technologii nowego typu, w których tani jest sprzęt a kosztowne korzystanie z niego. Porównajmy choćby miesięczny rachunek za rozmowy komórkowe przeciętnego biznesmena z ceną telefonu, z którego rachunek wygadano. Często telefon jest tańszy od rachunku... Takie właśnie technologie są szczególnie lukratywne, bo raz uzależniony użytkownik stale będzie płacił. Nic dziwnego, że o ten właśnie rynek toczy się taka bezpardonowa walka.
 
Jak ogólnie wiadomo, technologie sprawiają nieraz spore kłopoty. I najgorsze są nie trudności pionierów, którzy nieraz stają się ofiarami postępu. Kłopoty z technologiami zaczynają się wówczas, gdy odniosą one sukces. Nie są to kłopoty stricte techniczne, bo obiektywnie patrząc, ilość ofiar np. katastrof lotniczych (wyłączając oczywiście akty terroru) jest w stosunku do liczby bezpiecznie przewożonych pasażerów wręcz śladowa. Kłopoty są natury społecznej, a nierzadko i politycznej, bo obok niewąpliwego geniuszu, którego dziełem jest samolot, czy komputer, są w ludzkich duszach i mroczniejsze od geniuszu treści: urażona ambicja, żądza władzy, pazerność, lęk, niepewność egzystencjalna i materialna. A już niemal trzy stulecia temu powiedział Hobbes "scientia est potentia", wiedza daje potęgę... A zatem każdy, kto ma w ręku klucz do jakiejś uzależniającej technologii, łatwo może pokusić się o zawładnięcie wszystkimi od technologii uzależnionymi. Takie klucze to wszelkie patenty, zastrzeżenia, słowem niejasna i wciąż dyskusyjna sprawa tzw. własności intelektualnej.
 
W czasach dawniejszych, gdy wielką rolę spełniały państwa narodowe, problem nie był aż tak istotny, gdyż wynalazca nowej uzależniającej technologii wcześniej czy później musiał ją poddać kontroli państwa. W państwach demokratycznych, przynajmniej w teorii władzę sprawują ludzie, od których można oczekiwać elementarnej choćby odpowiedzialności i przewidywalności, więc technologia pod kontrolą takiego państwa nie jest jeszcze złem najgorszym - co najwyżej państwo utrudni innym państwom wejście w posiadanie takich technologii. W dodatku wynalazca, będący obywatelem państwa, raczej rzadko będzie wobec państwa nielojalny; częściej zadowoli się sporą zapłatą, na którą na ogół państwo stać.
 
Sytuacja diametralnie się zmieni, gdy technologie na co dzień niezbędne staną się własnością państwa totalnego, lub ponadnarodowej korporacji nastawionej tylko na zysk. W państwie totalnym posłużą do wymuszenia bezwarunkowego posłuszeństwa obywatela wobec władzy, zaś korporacja zachowa się podobnie: uzależniwszy ludzi funkcjonalnie, zacznie ich uzależniać materialne a z czasem totalnie. Teoretycznie do walki z opisanym zjawiskiem w sferze gospodarczej służy wolna konkurencja, ale w praktyce miłościwe (?) nam panującego kapitalizmu korporacyjnego górę biorą praktyki niewiele mające wspólnego z konkurencją, np. tajne umowy o podziale rynku, lub wręcz zmowa cenowa. Tak, czy inaczej, dziś produkty technologii uzależniających, pochodzące od różnych producentów niewiele się różnią funkcjonalnie. Do tego stopnia, że działania marketingowe sztucznie podkreślaj ą różnice między Fiatem i Volkswagenem, czy Ericssonem i Nokią. Ponadnarodowy kapitał zainwestowany w technologie uzależniające nie ma, jak się wydaje innego celu, niż tylko mnożyć się bez końca - a do tego potrzebuje konsumentów wciąż uzależniać na nowo.
 
Wobec niewyobrażalnych wręcz pieniędzy, jakie przelewają się przez konta wielkich producentów, łatwo o logiczne uzupełnienie władzy ekonomicznej - władzą polityczną. Na razie jeszcze nie ma co prawda list wyborczych Motoroli, czy Shell'a, ale to już jest za progiem, a nawet istnieje już na wpół legalnie, vide kariera Silvio Berlusconiego. Innym przykładem jest postępujący w ślad za rozmaitej maści "obrońcami praw człowieka" istny korowód technologii, które po każdej wojnie ekonomicznie uzależniają świeżo obronionych od obrońców.
 
Równie wyraziste jest uzależnienie obyczajowe od technologii. Tu świetnym przykładem mogą być choćby praktyki Microsoftu, który stworzył nie tylko najpopularniejszy system operacyjny, ale i subkulturę wokół niego wyrosłą. Wszystko to za niemałe pieniądze klientów.
 
Jeśli zatem nie chcemy za niedługi już czas obudzić się w świecie, w którym każdy las należy np. do biotechnologicznej firmy Ciba-Geigy, która zmodyfikowała drzewa i runo leśne, a każdy komputer jest bez pytania o zgodę kontrolowany z centrali Microsoftu - trzeba coś wymyślić. I to szybko, bo nowi zawłaszczyciele świata też działają szybko. Summa summarum, korzyści z technologii globalnych przewyższają jednak uciążliwości ich stosowania, choć prawdą jest, że technologie te wymagają wielu jeszcze udoskonaleń, przede wszystkim proekologicznych... pod warunkiem, że nie wymagają "podpisania cyrografu" z drapieżnym kapitałem.
 
Wniosek z naszych rozważań jest klarowny: technologie uznane za uzależniające, będące integralną cząstką kultury - nie mogą należeć do nikogo, a powinny być własności ą publiczną - i to na skalę światową. Świetlanym przykładem jest tu ruch na rzecz wolnego oprogramowania, który za cel stawia sobie stworzenie software'u, który nie zwiera żadnych tajemnic, gdyż udostępniany jest obowiązkowo wraz z kodem źródłowym, wskutek czego każdy użytkownik może zanalizować działanie programów a nawet dowolnie je modyfikować. Ale ruch ten nie zdobył szerszego uznania, bowiem silne jest jeszcze w świecie poczucie, że co nie zawłaszczone, to zaraz zawłaszczy kto inny, i kto inny z tego zawłaszczenia będzie ciągnął zyski.
 
Technologie uzależniające, takie, które okazały się kluczowe dla życia człowieka nie powinny być zawłaszczane. Owszem można i trzeba sowicie wynagrodzić ich twórców, ale dzieło udostępnić, bo inaczej wściekła walka o prymat ekonomiczny a w perspektywie i polityczny zasypie nas górą przedmiotów wprawdzie pożytecznych, ale reglamentowanych stosownie do przypływów i odpływów pazerności zawłaszczycieli.

Włodzimierz H. Zylbertal
 
rys. Dariusz Mrożek


[Poprzedni | Spis treści | Następny]