Nasiona wątpliwości

Rząd i wspólnota angielskich rolników wkrótce będą musiały podjąć fundamentalną i bardzo odpowiedzialną decyzję dla brytyjskiego rolnictwa: pozwolić lub nie na komercyjną uprawę roślin zmodyfikowanych genetycznie (GMO) na terenie Wielkiej Brytanii. Znajdując się pomiędzy strefą wpływów krajów, które takie doświadczenia mają już za sobą oraz deklarujących niechęć do tej gałęzi inżynierii, Brytyjczycy będą musieli podjąć wiążącą decyzję. Jeśli dla takiej produkcji zapali się zielone światło - ich uprawa na dużą skalę rozpocznie się wczesną jesienią 2003 roku.

We wrześniu 2001 r. Brytyjska Komisja d/s Rolnictwa i Biotechnologii (The Agriculture and Environment Biotechnology Commission) oraz zajmująca się tymi zagadnieniami rządowa grupa doradcza opublikowały obszerny raport. Przy jego analizie nasuwa się refleksja, że samodzielne rządowe wyniki badań nad GMO nie są tutaj wystarczającym źródłem informacji, a ewentualne decyzje mogą zostać podjęte jedynie po analizie niezależnych materia łów badawczych z krajów, gdzie GMO zostało już zastosowane na szeroką skalę. TAEBC proponuje rozpoczęcie wielkiej, międzynarodowej debaty na ten temat.

Za przyczynek do takiej debaty można potraktować opracowanie, pt.: "Nasiona wątpliwości" przygotowane przez "Soil Association". Opisane są tam doświadczenia rolników z Ameryki Północnej, którym jako pierwszym zaproponowano przed laty przetestowanie najnowszych wyników badań inżynierii genetycznej. Nie bez znaczenia jest fakt, iż już rolnicy innych krajów mają za sobą ważną lekcję; lekcję, z której warto skorzystać. Sama Wielka Brytania, po doświadczeniach związanych z plagą pryszczycy czy BSE, przeżywa ekonomiczny kryzys, a pokusa łatwego wydźwignięcia się "z dołka" dzięki nowej technologii wydaje się być wielka.

"To może ci się tylko opłacić. Wystarczy zasiać soję Roundup Ready... Wyselekcjonowane przez nas ziarno pomnoży twoje zyski" - głosi reklama z angielskiego pisma rolniczego z lutego 2002 r. Duże obszary zostały obsiane zbożami zmodyfikowanymi dzięki obietnicom niebotycznych zysków, jakie mieli osiągnąć rolnicy. Wielu z nich było w bardzo ciężkiej sytuacji finansowej i gotowych uwierzyć, że ta decyzja odmieni ich życie. Po pierwszych latach upraw takiej soi obietnice wcale się nie spełniły. Zbiory wyglądały odmiennie w różnych rejonach, zmieniały się w ciągu pierwszych kilku lat, ale ogólnie wcale nie były tak pozytywne, jak się spodziewano. Reakcje rolników, jak i niezależne analizy ekonomiczne wykonywane na przestrzeni sześciu lat od czasu wprowadzenia pierwszych upraw GMO sugerują, że poniesione przez rolników straty okazały się znacznie większe, niż obiecywane dochody. Co więcej, rolnicy, którzy sceptycznie podeszli do eksperymentu otrzymali... finansową premię.

Fakty:
Głównym powodem, dla którego rolnicy wybrali zboża genetycznie zmodyfikowane były obietnice większych zbiorów.

Generalnie takie obietnice w dużej mierze nie zostały urzeczywistnione, a w niektórych przypadkach miała miejsce sytuacja odwrotna.

Rolnicy bazujący na tradycyjnych odmianach z całej Ameryki Północnej mają duże problemy z utrzymaniem swych pól wolnych od nasion genetycznie modyfikowanych.

Wiatr, insekty, powodzie oraz maszyny rolnicze rozsiewają nasiona GMO na znacznych odległościach.

Przemysłowe segregowanie nasion konwencjonalnych i modyfikowanych jest niedostateczne.

Wielu organicznych i nieorganicznych rolników nie stosujących GMO, poniosło spore straty na sprzedaży swoich zbiorów lub musiało znacznie obniżyć ceny, w związku z zanieczyszczeniem nasion poprzez wpływy GMO, ponosząc straty szacowane na ponad 90 milionów dolarów rocznie.

Aby uniknąć takiego zanieczyszczenia nasion, musieli oni ponieść dodatkowe koszty przez sadzenie żywopłotów, dostosowując się do zmienności wiatrów.

Na podstawie: "Seeds of doubt. North American farmers' experiences of GM crops" (2002),
oprac. i tłumaczenie: Katarzyna Głowacka

Publikujemy fragmenty tego opracowania, by przybliżyć doświadczenia północnoamerykańskich farmerów. Uprawiając genetycznie zmodyfikowane rośliny, mogli oni przekonać się o wpływie swojej pracy na różne dziedziny przemysłu. Cztery gatunki genetycznie zmodyfikowanych zbóż są masowo uprawiane od sześciu lat w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Biotechnologia zdaje się dostrzegać tylko pozytywne strony owych doświadczeń, sugerując, że świadczy o tym rosnąca popularność takich roślin oraz niebotyczne zyski osiągane przez rolników. "Soil Association" sugeruje, iż promowany obraz zjawiska jest jednostronny, będąc odpowiedzią na pozbawiony rzetelnej informacji nacisk na masowe wdrożenie takich upraw. W obliczu głoszonego sukcesu organizacja postanowiła sprawdzić, czy podczas uprawy GMO w Stanach Zjednoczonych nie pojawiły się żadne problemy, a jeśli były, to jakie. Odpowiedzi zwrotne od rolników oraz naukowe analizy dotyczące tej dziedziny przemysłu wykazały, że - mimo wielu plusów - przy uprawie GMO było również bardzo wiele niespodziewanych problemów. Jeżeli te problemy nie zostaną wzięte pod uwagę, a podjęciu przez Brytyjczyków fundamentalnej dla ich kraju decyzji nie będzie towarzyszyło odpowiednie przygotowanie merytoryczne oraz dokładna analiza zarówno zysków, jak i potencjalnych strat, decyzja może okazać się pochopna.

W rzeczy samej, "Nasiona wątpliwości" ukazują negatywną stronę zorientowanego na produkcję GMO północnoamerykańskiego przemysłu rolniczego. Genetycznie zmodyfikowane: soja, kukurydza i rzepak dostarczyły bardzo wielu negatywnych doświadczeń dla uprawiających je rolników, jak i całemu przemysłowi, co potwierdzają następujące doświadczenia.

Michael Alberts

Michael Alberts z Marquette w Nebrasce uprawia ponad 1000 akrów (1 akr = 0,4 hektara) ziemi, siejąc głównie kukurydzę i soję. Zainteresował go produkt reklamowany jako Roundup Ready Soya, który miał pomóc utrzymać pole wolne od wszelkich zanieczyszczeń, jednak okazało się, iż, jak twierdzi: "taka soja wcale nie jest pod tym względem lepsza od soi konwencjonalnej, a w moim przypadku uprawy były na dodatek znacznie mniejsze, niż przed wypróbowaniem soi zmodyfikowanej".

Newell Simrall

Firma Monsanto (światowy gigant w produkcji GMO - przyp. red.) wspomaga Jacob Hartz Seed Company głosząc, iż genetycznie zmodyfikowana soja jest "najwyższej jakości, odporna na choroby i szkodniki, a jej uprawa - bardziej wydajna". Jednak Sąd Najwyższy stanu Missisipi po stanowił we wrześniu 2001 roku ukarać firmę grzywną i uczynić odpowiedzialną za poniesione w wyniku upraw takiej soi, straty, jakich doznał tamtejszy farmer Newell Simrall. Simrallowi wypłacono odszkodowanie w wysokości 165 742 dolarów.

Gale Lush

Gale Lush razem z ojcem i trzema braćmi w okolicy Regan w Nebrasce uprawia blisko 3000 akrów ziemi. Sieje genetycznie zmodyfikowaną soję, mając spore zapasy soi konwencjonalnej. "Jeśli tylko mógłbym sprzedać swoje rezerwy nasion, przestałbym siać GMO." - mówi Lush. "W tym względzie nie mamy wyboru" - tłumaczy. "Poza tym coraz trudniej jest znaleźć dobre odmiany roślin pozbawionych genetycznych modyfikacji, a przecież nikt z nas nie chce być stratny". Dodatkowym problemem okazuje się transport i magazynowanie nasion niemodyfikowanych.

Tom i Gail Wiley

Tom Wiley

Rodzina Wiley'ów uprawia ziemię pod Montpelier w północnej Dakocie od ponad 100 lat. Wiedzie im się dobrze. Prowadzą gospodarstwo rodzinne, pracując razem z synem Paulem. Na ponad 3 tys. akrów 1 tysiąc jest corocznie poświęcony na uprawę soi. Oferowano im nasiona soi genetycznie zmodyfikowanej, po posadzeniu których "roślina sama się uprawia, nie wymagając walki z chwastem czy szkodnikiem", ale Tom zadecydował: "Nie jestem zainteresowany. To jest zbyt dobre, by mogło być prawdziwe...". Jednak jakiś czas później jego decyzja uprawy soi wolnej od takich modyfikacji wymknęła się spod kontroli. W roku 2000 podpisał korzystny kontrakt na uprawę soi na zlecenie producenta w Japonii. Gail WileyWarunki były bardzo wygórowane, ziarno miało być "odpowiedniego rozmiaru, koloru i o odpowiednim składzie białkowym". Kiedy przyszło do odbioru należności, okazało się, że Tom ma niemały problem. Spory procent jego upraw był genetycznie zmodyfikowany, a powtórzone testy na obecność GMO potwierdziły tę informację. Zerwano jego kontrakt, pozbawiając go gwarantowanych 10 tysięcy dolarów.

Marc Loiselle

Marc Loiselle z Vonda w Saskatchewan mówi o sobie jako o gospodarzu wielopokoleniowej farmy uprawianej wg metod rolnictwa organicznego od 17 lat. Uprawia on m.in.: jęczmień, owies, len, pszenicę i koniczynę. Jego rodzina otrzymała ofertę zakupu dużej ilości rzepaku wolnego od GMO od azjatyckiego przedsiębiorcy, ale Marc z góry wiedział, że nie będzie w stanie wyhodować takich roślin, ponieważ jego pola sąsiadują z uprawami rzepaku, który został zmodyfikowany. Poczuł się bezsilny. Decyzja już została za niego podjęta...

Na podstawie:
"Seeds of doubt. North American farmers' experiences of GM crops" (2002),
oprac. i tłumaczenie:
Katarzyna Głowacka

więcej informacji:
www.soilassociation.org

Tom Wiley i Gale Lush

Główne obszary upraw genetycznie modyfikowanych roślin w roku 2001

Państwo

Obszar upraw w milionach hektarów

Procent powierzchni całkowitej

USA

35,7

68%

Argentyna

11,8

22%

Kanada

3,2

6%

Chiny

1,5

3%


[Poprzedni | Spis treści | Następny]