Bociek, biuletyn Lubuskiego Klubu Przyrodników      [LKP Home Page]
[Bociek Home Page]
[Spis treści tego nr (3/2002)]

Ochrona starych drzew po sopocku

Tego jeszcze nie tylko w Sopocie, ale i chyba w żadnym innym miejscu w Polsce "nie grali". Ogrodnik miejski Piotr Kujawski wymyślił (Gazeta Wyborcza Trójmiasto 25 XI 2002), aby malować stare stojące drzewa zamiast je ścinać. Oczywiście po uprzednim okorowaniu i "wzmocnieniu" odpowiednią chemią. Tak więc martwy klon przy ulicy Reja pomalowano na niebiesko i ochrzczono jako "niebo", kolejne drzewo będzie "żyrafą" itd. Prezydent Sopotu Jacek Karnowski chwali pomysł swojego ogrodnika i twierdzi, że krajobraz miasta na tym znacznie zyska. Pieniądze na sfinansowanie tych wizji pochodzić mają m.in. z miejskiego funduszu ochrony środowiska (?!).
Rozmiar: 8259 bajtów
Proponuję, aby z sopockiego mola zrobić las. Do drewnianych bali poprzywiązywać gałęzie (niezbyt mocno, aby w czasie sztormów szumiały), ponawiercać konstrukcję i nawpuszczać owadów, ślimaków, dżdżownic, nicieni, myszy i czego tam jeszcze, wsiedlić porosty, mszaki, bakterie i grzyby, ponawieszać budek dla ptaków i nietoperzy, wreszcie poprzybijać do bali korę i nawieźć ściółki, aby stukot obcasów o deski nie płoszył kilkudziesięciu upalowanych pod "drzewami" zwierząt. To ci dopiero będzie las, to ci dopiero będzie krajobraz.
A teraz do rzeczy. Drzewo po śmierci umiera tylko pozornie. Wszyscy przyrodnicy (i nie tylko) wiedzą, że dopiero w martwym drzewie następuje intensyfikacja i trwanie, nieraz przez kilkadziesiąt lat, różnorodnego życia. Szacuje się, że w naszej strefie klimatycznej, na jednym martwym stojącym drzewie może bytować kilkaset gatunków roślin, grzybów i zwierząt. Gdyby do tego dorzucić, w większości ludziom jeszcze nie znane, mikroorganizmy - byłoby tych gatunków z pewnością ponad 1000. Nikt nie badał, ile stworzeń może występować na i w pomalowanym całkowicie martwym drzewie wysyconym substancjami chemicznymi, gdyż nikt dotąd drzew w ten sposób nie malował. Wiadomo, że zasiedlanie "chemicznych" drzew przez jakiekolwiek organizmy jest przeważnie niemożliwe. Tak więc bioróżnorodność takich obiektów można szacować na kilka - kilkanaście super-odpornych gatunków.
I jeszcze jedno. Drzewo, gdy rośnie, jest bytem ożywionym. Gdy nadchodzi jego kres - należy mu się szacunek i poważanie - tak przynajmniej być powinno (nikt rozsądny nie przystraja np. eksponatów muzealnych wypchanych zwierząt w halki, skarpetki czy sukienki). Takie drzewo, o ile np. nie może pozostać stojące martwe (w mieście mogą tu wchodzić w grę głównie względy bezpieczeństwa) należy po prostu wyciąć. Najlepiej, gdy można je po prostu pozostawić naturalnemu obumieraniu (stojące lub leżące) i zrobić to, co kiedyś proponował jeden z naszych Klubowiczów Jan Krzysztof Kowalczyk w Łodzi - oznakować jako biotop cennych gatunków saproksylobiontycznych roślin, grzybów, zwierząt i wykorzystywać w edukacji młodszych i starszych Polaków. Także, a może przede wszystkim, urzędników, w tym miejskich ogrodników.
To, co zamierza się z martwymi drzewami czynić w Sopocie, to z punktu widzenia ochrony przyrody zwykła błazenada. Dobrze - moim zdaniem - oddająca ducha przyrodniczej ignorancji części polskich urzędników pozawieszanych na różnych szczeblach decydenckich drabinek. Z punktu widzenia ochrony krajobrazu będzie to miało sens pod warunkiem, że koncepcją docelową sopockiego kurortu będzie stanie się wesołym miasteczkiem. Jedyną (statystyczną) zaletę opisywanego konceptu dostrzegam w tym, iż wzbogacił on obszerną już tekę absurdów przyrodniczych planowanych do realizacji bądź już zrealizowanych w Trójmieście (patrz np. poprzednie aktualności pomorskie).

Sławomir Zieliński
Rozmiar: 8636 bajtów