Bociek, biuletyn Lubuskiego Klubu Przyrodników      [LKP Home Page]
[Bociek Home Page]
[Spis treści tego nr (3/2001)]

Komu potrzebna przyroda?

Rozmiar: 2895 bajtówWszechogarniające dyletanctwo, panoszące się wszędzie chamstwo, powszechna pogarda dla kultury, dewaluacja idei i autorytetów, kult pieniądza to, tylko niektóre znaki naszych czasów. Niestety coraz częściej dotyczą one również stosunku do przyrody i jej ochrony. W codziennym życiu docierają do nas w postaci spektakularnych, odbijających się medialnym echem faktów, jak odwołanie ze stanowiska dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego Wojciecha Byrcyna czy przyspieszona degradacja unikatowej w skali Europy Puszczy Białowieskiej. Jednak to tylko wierzchołek góry lodowej. Tego co naprawdę dzieje się z przyrodą i perspektywami jej ochrony nie widać na co dzień. Nie w świetle reflektorów, lecz cicho i mozolnie, w wyniku setek niewielkich kroczków, tylnymi drzwiami do różnych ustaw wprowadzane są zapisy szkodzące przyrodzie. Z lekceważeniem i łamaniem prawa realizuje się tysiące mniejszych i większych inwestycji. Stopniowo, aczkolwiek systematycznie, w mentalności społeczeństwa utrwala się przeświadczenie, że tak naprawdę przyroda nie jest nikomu do niczego potrzebna. Jako społeczeństwo coraz bardziej oddalamy się od wizji ochrony przyrody, która przyświecała poprzednim pokoleniom.
Tymczasem działalność ochroniarska to ochrona przyrody prowadzona w społeczeństwie, w odpowiedzi na określone zapotrzebowanie społeczne, przez społeczeństwo finansowana, oceniana i akceptowana. W prawie każdym większym obiekcie chronionym mamy do czynienia z mniej lub bardziej istotnym wpływem całego szeregu elementów środowiska społecznego - mieszkańców, turystów, miłośników czy wreszcie administracji. Losy poszczególnych gatunków i ich grup zależą od tego jakie jest ich postrzeganie w społeczeństwie.
Zachodzące w środowisku społecznym procesy bezpośrednio wpływają na środowisko przyrodnicze, ale także, w mniejszym lub większym stopniu, modyfikują działania z zakresu jego ochrony. Zmiana stosunku ludzi do nietoperzy, sów, czy węży, zmiana powszechnego pojmowania roli mokradeł w środowisku przyrodniczym, decydują w coraz większym stopniu o skuteczności ich ochrony.
Od dawna przewidywano, że pierwsza dekada nowego tysiąclecia upłynie pod znakiem wielkich korporacji gospodarczych, a towarzyszyć jej będą nie spotykane dotąd przemiany społeczne. Powszechne stają się mechanizmy funkcjonowania społeczeństwa i sterowania nim, oparte na świadomie stosowanych zasadach marketingu, socjotechniki i mniejszej lub większej manipulacji ludźmi. Wszędzie stawia się na masowość, mierząc efektywność działania wielkością przychodów. Procesy te obserwuje się nie tylko w urzędach i przedsiębiorstwach, ale także w szkołach, a nawet na uniwersytetach. Czy dotyczą one również ochrony przyrody?
Wymogiem stawianym obecnie powszechnie wszelkim działaniom jest efektywność. Czy ochrona przyrody może być efektywna ekonomicznie? Postawienie warunku efektywności działaniom z zakresu ochrony przyrody wiąże się zawsze z podporządkowaniem celów ochroniarskich celom ekonomicznym, kupczeniem przyrodą. Czy jednak nie jest faktem, że wymóg efektywności ekonomicznej działań ochroniarskich stawiany ostatnio jest przed nami coraz częściej?
Przygotowując plany ochrony parków narodowych czy rezerwatów - najwyższych formy ochrony, często podlegamy naciskom, aby pod pretekstem przebudowy drzewostanów, pozyskać znacznie więcej grubizny niż by to wynikało z potrzeb ochrony.
Powszechnie propaguje się obecnie rozwój turystyki na obszarach chronionych. Bo przecież z czegoś trzeba brać środki na ochronę. Szermowanie wyłącznie argumentami - chrońmy ten obszar, bo to przyniesie nam korzyści materialne, prowadzi do wypaczenia idei ochrony przyrody. Wówczas, już tylko krok do wniosku, że działania ochronne należy podejmować tylko w przypadkach kiedy jest to efektywne ekonomicznie.
Administracja Lasów Państwowych od kilku lat prowadzi szeroko zakrojony proces ekologizacji gospodarki leśnej. Jednocześnie jednak gospodarka ta, jak nigdy dotąd, oparta została na zasadach rachunku ekonomicznego. Fakt, że w wielu nadleśnictwach chętniej niż niegdyś tworzy się obszary chronione obejmujące np. tereny podmokłe, czy pod innym względem trudno dostępne, że rezygnuje się ze zrębu w podmokłym olsie, nie musi świadczyć o nagłym zdominowaniu produkcji leśnej przez idee ochrony przyrody. Wynika jedynie z faktu, że w aktualnych warunkach techniczno - ekonomicznych gospodarka na tych terenach jest nieopłacalna. A co będzie jak zmienią się wskaźniki ekonomiczne i pozyskiwanie koślawych olszynek z olsów zacznie się opłacać?
Tak naprawdę ochrona przyrody prawie nigdy nie jest opłacalna, prawie zawsze jest wyrzeczeniem, rezygnacją z jakichś zysków, korzyści rzeczywistych bądź potencjalnych. I z tego musimy sobie zdawać sprawę.
Cytuje się ostatnio często powiedzenie - w ochronie przyrody nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko bardzo drogie. Można więc policzyć, ile kosztuje posadzenie 1 ha lasu na hałdzie, może więc także można skalkulować ile kosztuje 1 ha torfowiska, 100 ha podmokłej łąki, czy tysiąc ha tropikalnego lasu itp. Kalkulacje te, ostatnio coraz powszechniej przywoływane, są podstawą do obliczania odszkodowań za szkody powodowane przyrodzie. Można więc, jak na razie, wnosząc odpowiednią opłatę wyciąć aleję sędziwych drzew, ale wkrótce można będzie, płacąc tylko nieco więcej, śmiało poprowadzić drogę przez rezerwat, kanał przez park narodowy.... Jeśli tylko w projekcie uwzględni się koszt odtworzenia zniszczonego torfowiska czy lasu.
Upowszechnienie planowania ochrony przyrody, daje złudne poczucie, że wszystko w przyrodzie możemy przewidzieć, każdy proces, każdą przemianę, jesteśmy w stanie zainicjować i do końca kontrolować, każde środowisko w dowolny sposób kształtować, wystarczy, że jasno określimy cele i będziemy mieli wystarczającą ilość środków. Tymczasem zarówno dotychczasowe doświadczenia z różnego rodzaju zabaw w Pana Boga, jak i stan naszej wiedzy o przyrodzie wskazują, że długo jeszcze nie uda nam się zabezpieczyć przed tym co niewiadome i nieprzewidywalne.
Powszechnym elementem życia społecznego staje się obecnie manipulowanie mniej lub bardziej nieświadomymi tego grupami społecznymi. Stosowanie zabiegów socjotechnicznych, w wielu dziedzinach życia pozwala odnosić spektakularne sukcesy. Strach lokalnych społeczności przed bezrobociem, powodzią czy chęć poprawy swojej sytuacji materialnej, to mechanizmy, które, odpowiednio ukierunkowane, pozwalają zbojkotować każdy projekt ochrony przyrody.
W oparciu o powstające obecnie prawodawstwo ochrony przyrody, które będzie obowiązywać przez wiele następnych lat coraz trudniej będzie skutecznie chronić przyrodę. Każda z propozycji, początkowo dopracowanych merytorycznie, na końcowym etapie obrabiana jest przez grono osób nie mających pojęcia o przyrodzie lub wręcz wrogo nastawionych do jej ochrony, reprezentujących różne grupy nacisku, interesy i interesiki. Efekt totalne knoty legislacyjne, które zmienia się już w kilka tygodni po uchwaleniu. Niestety przeważnie na jeszcze gorsze.
Powszechnym podejściem współczesnej filozofii społecznej jest mierzenie szeroko pojętego szczęścia jednostek i tworzonych przez nie społeczeństw, wysokością Produktu Krajowego Brutto i innymi wskaźnikami tzw. rozwoju ekonomicznego. Filozofia ta znajduje również coraz więcej zwolenników wśród osób zajmujących się ochroną przyrody. Mówi się, że wzrost gospodarczy, za którym podąża powszechny dobrobyt, doprowadzić ma do przeznaczenia coraz większych kwot na cele ochrony przyrody, a w związku z tym większej skuteczności działań ochronnych. Nawet jeśli są podstawy aby tak sądzić, pamiętać należy, że szybkość degradacji środowiska przyrodniczego wynikająca z jego wzmożonej eksploatacji, będzie wielokrotnie większa od możliwości jego ochrony. Czy ktoś potrafi wskazać kraj, w którym mimo wysokiego zaludnienia, przy wysokim poziomie życia stan przyrody jest zadowalający?
Ochrona przyrody stoi więc w sprzeczności z aktualnymi trendami społeczno-ekonomicznymi wyrażającymi się powszechnym dążeniem do wzrostu konsumpcji, a w sferze społecznej przemianami w kierunku liberalizmu, pozornie wolnego od nakazów, zakazów i ograniczeń. Dążenie to jest typowe dla człowieka od tysięcy lat, jednak dziś żyjemy w czasach, w których możliwości techniczne pozornie pozwalają na urzeczywistnienie utopijnej idei uniezależnienia się człowieka od przyrody.
Konsumpcjonizm nie jest wynalazkiem początku XXI wieku. Jednak rozwój ekonomiczny zawsze stał i zawsze będzie stał w sprzeczności z ochroną przyrody. Świadomość tej prawdy musi nam towarzyszyć w naszych działaniach. Świadomość ta pozwoli odróżnić powszechny bełkot o ekorozwoju od nielicznych rzeczywistych kroków w jego kierunku. Tym bardziej, że szał konsumpcjonizmu, obserwowany dziś w Ameryce Północnej, za 5 czy 10 lat dotrze do nas.
Jako przyrodnicy coraz częściej stawać będziemy przed dylematem: czy chcąc skutecznie chronić przyrodę musimy stanąć w otwartej opozycji w stosunku do dominujących wzorców funkcjonowania społeczeń-stwa, dołączając do ciągle nielicznej i bardzo niejednorodnej grupki utopijnych ekologistów, czy wystarczy aktywnie działać w istniejących strukturach społecznych wierząc w realność ekorozwoju, jednocześnie wykorzystując zdobycze socjotechniki i marketingu do sterowania szeroko pojętą konsumpcją społeczną w dogodnym dla nas kierunku? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.

Andrzej Jermaczek