Pędzel

kontra

buldożer

Materią malarstwa są kształty i kolory; za ścianą oświetlonych faktur kryją się znaczenia. Czasami nawet obiegowe symbole potrafią stworzyć strukturę, kluczem do otworzenia której może być ekologia. Potwierdza to twórczość Pawła Trybalskiego - malarza, który w poszukiwaniu artystycznej przestrzeni osiedlił się w karkonoskich Michałowicach. Jaka właściwie jest jego sztuka? Pełna aluzji, ukrytych znaczeń, przemieszania zarówno rekwizytów współczesnego ludzkiego świata (jego końca?), jak i form, które stworzyć mogła tylko Przyroda. I chociaż na pierwszy rzut oka możemy nie zauważyć żadnego silnego związku między twórczością artysty a świadomością natury, to ich praźródło - wrażliwość świata i sposób widzenia go , dzięki Trybalskiemu ten związek pomoże nam odnaleźć.

Od wieków zachwytowi nad światem przyrody towarzyszyła świadomość Tajemnicy. Ona jest również w sztuce - w sztuce Trybalskiego: w jego konstrukcjach - "przerysowanych" i równocześnie pełnych niedopowiedzeń, przedstawionych z naiwnością dziecka i ręką "majstra" doprowadzonych do perfekcji.

Obraz Paweł Trybalski

Karkonosze od dawna były "schronieniem" dla dusz artystycznych. Już w 1891 r bracia Carl i Gerhart Hauptmanowie w Szklarskiej porębie przebudowali wiejską chatę, dostosowując ją do włanych, artystycznych potrzeb. Później pojawił się tutaj m.in. Tadeusz Różewicz, a artystycznym poczynaniom młodych patronuje do dziś przyjaciel Trybalskiego - Henryk Waniek. Artystyczny światopogląd Pawła Trybalskiego ukształtowały Góry. W poszukiwaniu" spokoju i ciszy" zaszył się tutaj w drewnianym domu, który posiada rezonans i w którym mieszka się "jak w skrzypcach". Dziś do jego domu prowadzi szeroka asfaltowa droga, często przecinana szybko mknącymi pojazdami z ładunkami świeżo ściętego drewna. Kiedy idzie się tą drogą nozdrza drażni zapach asfaltu, a wszelkie rozmowy zagłusza hałas elektrycznych pił. Jako syn leśniczego artysta aktualną gospodarkę leśną na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego określa mianem rabunkowej, a mówiąc o zwyczajnej grabieży kamuflowanej słowem "trzebież" daje wyraz swojej frustracji i nawet przed telewizyjną kamerą nie boi się apelować o szacunek dla Przyrody. Siadając w swoim ulubionym brzozowym zagajniku mówi z podziwem o energetycznym działaniu drzew uznawanych powszechnie za chwasty, o przylatujących sójkach, których jednej zimy naliczył kiedyś kilkanaście a teraz rzadko spotyka jakiekolwiek czy o Zakładach Celulozy, których "dymiąca obecność" przegoniła stąd ptaki i sarny. Pokazuje na galasówkę - pęcherzyki na liściach drzew, niegdyś wykorzystywane jako garbnik do skór czy w ludowej medycynie do leczenia żylaków, teraz, niczym epidemia, atakujące dorodne buki. Zdradza tym samym swoje naukowe pasje: zainteresowanie botaniką, paleobotaniką, geologią, geografią, kosmoekologią. Zapytany o jego definicję ekologii mówi o równowadze, wzajemnych relacjach i gloryfikowaniu wszelkich przejawów życia w jedności. " A natura, ta nieskażona, rządzi się własnymi prawami i niepotrzebna jest tutaj tak silna ingerencja człowieka. Jeśli się pojawi - niech będzie rozsądna. Jak ktoś już kiedyś powiedział: to zatruty umysł człowieka jest powodem zatrucia środowiska..." Ta rozsądna ingerencja to mostki na istniejących autostradach- ratunek np. dla saren, to także siedliska dla unikalnych roślin, które znikają z powierzchni nawet rezerwatów ścisłych. W przeciwnym razie - tak, jak na jednym z obrazów Trybalskiego pt. "Forte - dysonanse" dzięcioł uderzający w klawisze fortepianu umieszczonego w scenerii Karkonoszy będzie wydawał obce sobie dźwięki, nie wiedząc nawet, dlaczego ten instrument przestał być drzewem... Nie ma już powrotu do Raju Utraconego, ale rewerencyjne podejście do świata pozwala połączyć wrażliwość artystyczną i przyrodniczą, gdy "pięknej naturze przeciwstawia się buldożer".

Fot.

niebo w umyśle

Paweł Trybalski, jako twórcą bardzo charakterystycznego i łatwo rozpoznawalnego sposobu przedstawiania wizji artystycznych, jest w jakimś sensie malarzem trudnym do zaklasyfikowania. Uznawany za kolorystę, metaforystę, surrealistę czy wręcz - surrealistę baśniowego zdaje się nie mieścić w tych określeniach. Żelazna dyscyplina kompozycyjna własne płótna - najczęściej akryle - pozwala mu obdarzać przesłaniem. Dlatego maluje przyrodę, ale nie jest malarzem tradycyjnych martwych natur. One są martwe w inny sposób, co pozwala malarzowi realizować własną artystyczną misję. Kiedy podświetlił skorupę żółwia szyldkretowego, zauważył w łuskach galaktyki. Słysząc w radiu, że Laboratoires Garnier Paris zamęcza na śmierć pewien gatunek małp, wlewając im do oczu przez miesiąc próbki szamponu aż do całkowitego rozpuszczenia oka - namalował małpę, patrzącą z wyrzutem, z gwiazdką nad głową. Obraz opatrzył tytułem: " Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie".

Krytycy mówią o nim, że potrafi łączyć w "halucynacyjnym wizjonerstwie perfekcję warsztatową ze świętą naiwnością malarzy niedzielnych". Z tą naiwnością kojarzy się zaklęty w drobiazgowych formach świat z pogranicza jawy i snu; świat baśni. Fantastyka służy mu, jak mówi, do odreagowania z podłej szarzyzny dnia, do zwrócenia uwagi na piękno ginącej przyrody, jak i zastanowienia się nad sposobem ratowania jej wartości. Jednym z bardziej wyraźnych przejawów tej fantastyki jest cykl obrazów "Faunokształty". Namalowane zwierzęta, obdarzone własną anatomią, zagrały w filmie o twórczości artysty z Hanną i Antonim Gucwińskimi. W przyszłości być może powstanie cykl "Florokształty", będący kreacją świata roślin - mutantów. Taka koncepcja nie wydaje się niczym dziwnym w czasach żywności modyfikowanej genetycznie.

Obrazy malarza powstają najczęściej w pracowni. Trybalskiemu udało się stworzyć równocześnie pracownię i "dom otwarty", gościnny dla wszystkich szukających artystycznej drogi. Mimo celowego odosobnienia nie prowadzi tutaj życia artysty - outsidera, bo ciągli goście i troskliwa rodzina nie pozwalają mu zerwać kontaktu ze światem. Lecz wciąż chętnie kreuje światy "własne" - baśniowe i odrealnione. Za pomocą farb wymyśla historie, bohaterami których często jest natura. Nawet uwieczniona na obrazach ona ciągle jest w ruchu , ponieważ obrazy Trybalskiego wędrują - rozsiane po kolekcjach koneserów, galeriach i muzeach całego świata. Ich twórca również wędruje, przemieszczając się niegdyś często, podróżując np. z Australii na wyspę Santorini (domniemaną Atlantydę). Z podróży tych zawsze chętnie powraca na swoją" michałowicką górkę" , przywożąc liczne zdjęcia (np. z Elżbietą Dzikowską), pomysły i pamiątki, jak chociażby 20 kg ... kamieni lub fragmenty lawy wulkanicznej z Armenii. W tej chwili dalekie podróże powoli stają się dla artysty jakimś etapem zamkniętym, tak jak początkowa działalność artystyczna: projektowanie w lnie czy grafika satyryczna.

Zresztą wszystkie dzieła mają u artysty swoje etapy powstawania, ponieważ długo nosi on w sobie pomysły. One powoli dojrzewają, by później mogły zostać doprowadzone do perfekcji. I każdy pomysł jest jedynie błyskiem, a dopiero formę się cyzeluje. Paweł Trybalski to niewątpliwie malarz od szczegółu do ogółu. " Jestem cyzelantem" - mówi o sobie i, w przeciwieństwie do twórców akademickich, widząc kompozycję zaczyna od detalu i kończy go. Zdarzyło mu się kiedyś zostać "przyłapanym" przez klientkę, która wykrzyknęła: " - Ach! Pan używa kalkomanii ..." Niestety farby nie udało jej się zdrapać...


Obrz Pawła Trybalskiego - kliknij, aby powiększyć

rytuał pracy

Rezultatem dawnych podróży Mistrza jest wystrój wnętrza jego domu, który stanowi prawdziwe muzeum. Wśród rozlicznych obrzędowych przedmiotów kultu z całego świata można odnaleźć w nim rekwizyty o charakterze bardziej " użytkowym", np. ząb orki wykorzystywany niegdyś przy robieniu ikon. Pośród kawałków natury, przechowywanych skrzętnie i inspirujących na tysiące różnych sposobów znajdziemy też fragmenty różnych kultur: pochodzący z Karbonu skrzyp, znaleziony w Górach Świętokrzyskich przywodzi na myśl górski folklor, a skóra z węża z Arizony pozwala w wyobraźni zawędrować nieco dalej. Każda pamiątka ma tutaj swoją historię, a nieco rytualne podejście do rzeczywistości - swoje uzasadnienie w szacunku do przyrody, bo, jak twierdzi Mistrz Trybalski - " już Aborygeni potrafili czerpać mądrość z obcowania z przyrodą. Wiedząc o hydroskopijnych właściwościach skóry węża wieszali ją na noc, przymocowując pod spodem maleńki kubeczek. Nad ranem był on zawsze napełniony drogocenną wodą... " A praca twórcza to także rodzaj rytuału.

Najważniejsze wędrówki artysta odbywa we własnym umyśle. Śladami autora"Złotej gałęzi" - Jamesa Georga Frazera, który opisywał świat nie opuszczając swojego gabinetu, jest Trybalski globtrottelem wyobraźni, bo przecież najpiękniejsze podróże odbywają się w naszych głowach. Dlatego po znanych tylko jemu tajemnych mapach umysłu wędruje najpierw palcem, a potem także pędzlem, którym naznacza zwiedzone światy i którym ocala to, co ginie na naszych oczach. Malując gady żyjące 3 tys. lat temu podejmuje dialog z Kosmosem. Te gady, mające "pamięć genetyczną" przechodzą w różne formy, ulegają ewolucji, a by ukazać ogrom owego Kosmosu artysta poucza:

"gdy weźmiesz zapałkę i będzie ona stanowiła cyfrę 1, a wszystkie ziarenka piasku na wszystkich plażach i pustyniach świata będą zerami - to i tak jesteś na początku drogi".

Trybalski na tej drodze zaszedł chyba daleko.

Katarzyna Głowacka


Obraz Pawła Trybalskiego - kliknij, aby powiekszyć