żużel
i żwir
(i gruz
i złom)

stawy pomiedziowe,
zwane dalej "stawami rybnymi"

Nie ulega wątpliwości, że cała sprawa tajemniczych "stawów" jest od początku "radioaktywna". I bynajmniej nie "pachnąca". Że rozgrywa się właśnie teraz. I, że bazuje na lukach prawnych.

Aby zacząć całą tę sprawę "drążyć" - trzeba przejść przez gąszcz przepisów i ustaw. Przez kolejne decyzje wojewody legnickiego, postanowienia prezesa PAA (Państwowa Agencja Atomistyki) i PWIS (Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny), opinie, oględziny, Oceny Oddziaływania na Środowisko, opracowania, aprobaty i referaty... I w tym całym gąszczu zachować jeszcze resztki zdrowego rozsądku... Posłuchać głosów mieszkańców i Pani Prezes PKE w Chocianowie. To w tym miasteczku rozgrywa się ta afera i ten dramat...

Do Chocianowa jechałam nie będąc do końca pewna, czy nic mi się nie stanie przykrego, wyobrażałam sobie demonstrujących na ulicach miasteczka mieszkańców i uzbrojonych ochroniarzy pilnujących interesu pod nazwą "stawy rybne". Planowałam nawet, żeby jechać w przebraniu, aby nikt mnie nie poznał - tak to sobie wyobraziłam. Z przebrania zrezygnowałam od razu, bo i tak pewnie pod osłoną ciemnych okularów ktoś by mnie rozpoznał, jako "tajnos ekologos".

Pusty prawie autobus dowiózł mnie do sennego, tonącego w strugach deszczu miasteczka niemalże "na końcu świata". Tak zresztą komentuje lokalizację "stawów" pani Danuta Cyrulik - prezes Polskiego Klubu Ekologicznego w Chocianowie: "Sprawcy całej afery myślą, że tu będą bezpieczni". Rzeczywiście - miasteczko wydaje się całej sprawy nie zauważać. "Ludzie po prostu się boją".

"Pokażemy pani stawy" - mówi pani D. "Jakie tam stawy, gruzowisko" - sprostowuje pan S. W strugach deszczu widzę koparkę zagłębiającą wielkie szczęki głęboko w grunt. "Niech pani patrzy, jak głęboko ona kopie". Rzeczywiście - długo trwa, zanim podniosą się szczęki i wysypią na hałdę porcję żwiru. "Siedem metrów wgłąb" - komentuje pan S.

Żwir jest sprzedawany później, niby normalnie, ale przecież bez koncesji. "Biorą pieniądze, a żwir mają za darmo" - to kolejny gorzki komentarz do sprawy.

Jak wielka jest zmowa milczenia, przekonuję się sama. Nikt nie wierzy w zapewnienie mu anonimowości. "My tu mieszkamy, nie chcemy mieć powybijanych szyb i tajemniczych przypadków pobicia" - mieszkańcy są co do tego zgodni. "Czy więc istnieje ciche przyzwolenie lokalnej społeczności dla poczynań panów z "Hydro-Trans"? - pytam pana S., męża pani D.

Zanim otrzymam odpowiedź - pan S. telefonuje do jeszcze jednego z mieszkańców.

"Nic nie powiem żadnej pani z prasy, panu mogę powiedzieć prywatnie, co o tym myślę" - to odpowiedź człowieka, który ma nieszczęście mieszkać przy jednej z dróg dojazdowych na "budowę". Oficjalnie bowiem trwa, nieprzerwanie, budowa urządzeń hydrotechnicznych na terenie figurującym we wszystkich oficjalnych dokumentach pod nazwą "stawy rybne". Droga prowadzi między innymi przez środek miasta.

"Przyzwolenia społeczności nie ma, jest tylko strach. Tu, w Chocianowie, wszyscy się znają, wie pani, jak to jest w małych miasteczkach - nikt nie chce się wychylać. Jest kilka rodzin, którym "Hydro-Trans" zapewnia pracę i wynagrodzenie. A reszta? Mówią - wy w PKE róbcie coś, protestujcie - macie do tego środki, my was popieramy" - słyszę od pana S. Rys. Darek Mrożek

To wszystko. Ale czy takie "duchowe wsparcie", bez zbierania podpisów, bez społecznych komitetów, bez demonstracji, bez referendum - cokolwiek załatwi?

Na razie głównym rzecznikiem praw tej lokalnej społeczności jest oddział PKE w Chocianowie. "Ludzie skarżą się, że hałas ciężkiego sprzętu, wożącego "coś" pod plandekami, często przeszkadza w nocy spać. To są, proszę pani, czterdziestotonowe ciężarówki - budynki przy drodze masowo pękają, popękała ściana kościoła, o tu, ale założono wzmocnienia, już prawie nie widać". Rzeczywiście, mury kościoła zostały naprawione, ale co ze ścianami budynków prywatnych? "Ludzi na to nie stać" - odpowiada pan S.

"O właśnie jedzie, widzi pani, to jest bardzo ciężki sprzęt" - informuje pan S. Widzę wielką ciężarówkę skręcającą zza rogu. "Zdołaliśmy ich przekonać, żeby nie jeździli konwojami, tylko osobno. Do tego się zastosowali, ale przecież dalej jeżdżą środkiem miasta, obok budynków i ludzi".

Rok 1995, sierpień. Postanowienie PIBJiOR (Państwowego Inspektoratu Bezpieczeństwa Jądrowego i Ochrony Radiologicznej) określające "możliwości stosowania kruszyw z żużli pomiedziowych m.in. do celów budownictwa drogowego".

To postanowienie będzie podstawą późniejszej decyzji Wojewody Legnickiego z dn. 4.03.1998 - pierwszej wydanej w tej sprawie. Decyzja była ważna do końca roku 1998 a została wydana na wniosek PPT-S "Hydro-Trans" w Polkowicach. Przedsiębiorstwa, które do dziś dnia działa przecież zgodnie z prawem... A jednak...

"Hydro-Trans" otrzymało zgodę na gospodarcze wykorzystanie żużla pomiedziowego szybowego pochodzącego z Huty Miedzi w Głogowie. Żużel zakwalifikowano, jako "kruszywa", które "mogą być stosowane do budowy dróg na warstwy podpowierzchniowe oraz do nawierzchniowych warstw z asfaltobetonu" - w ściśle określonych ilościach. Wojewoda wyraził zgodę na "okresowe magazynowanie żużla pomiedziowego szybowego na działce w Polkowicach (sic!), produkcję kruszyw i tłuczni drogowych, przygotowanie do sprzedaży (!) i sprzedaży zainteresowanym nabywcom w formie odpowiednich gatunków kruszywa drogowego". Jako warunek uzgodnienia postawiono "prowadzenie zbytu kruszywa (produkowanego na bazie żużli pomiedziowych), podmiotom posiadającym decyzję na gospodarcze wykorzystanie żużli pomiedziowych". Jeżeli przyjrzeć się temu bliżej, to chodzi tu raczej o budowę autostrad, niż dróg dojazdowych prowadzących przez ludzkie osiedla oraz grobli i umocnień wałów.

I rzeczywiście, jak wynika to z decyzji - pierwszy wniosek PPT-S "Hydro-Trans" wcale nie dotyczył budowy stawów.

Aby Wojewoda Legnicki mógł wydać drugą decyzję, tym razem dotyczącą już "gospodarczego wykorzystania żużla szybowego i granulowanego, pochodzącego z produkcji miedzi, do budowy dróg nieutwardzonych (!) oraz budowli hydrotechnicznych w tym: wałów przeciwpowodziowych, skarp i innych tego typu obiektów", musiał uzyskać dwa postanowienia: Prezesa PAA w Warszawie oraz PWIS w Legnicy, opiniujące pozytywnie możliwości wykorzystania kruszyw pomiedziowych do celów ww.

Postanowienie Prezesa PAA wydane zostało 30 czerwca '98 i określało możliwości stosowania kruszyw pomiedziowych i aby wydać swoje postanowienie, wziął on pod uwagę aż sześć dokumentów wydanych w różnym czasie.

Jednym z tych dokumentów była wydana przez PZH (Państwowy Zakład Higieny) w Warszawie Ocena Higieniczna, dotycząca "stosowania hutniczego żużla pomiedziowego, pochodzącego z polskich hut miedzi" do budowy dróg i autostrad (warstw spodnich i wierzchnich). Drugą podstawą do Postanowienia Prezesa PAA była Aprobata Techniczna wydana przez IBDiM (Instytut Badawczy Dróg i Mostów) dotycząca "stosowania kruszywa łamanego z pomiedziowego żużla szybowego z KGHM Polska Miedź S.A.", ważna do października 2001 roku.

Ale na początku - inwestor musi przedstawić projekt techniczny. Na jego podstawie sporządza się Ocena Oddziaływania na Środowisko (OOŚ). I dopiero na podstawie tych dokumentów wydano pozwolenie wodnoprawne i pozwolenie na budowę. Ta kolejność nie została tu jednak zachowana.

Rok 1997, marzec: Rada Miejska w Chocianowie uchwala miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego wraz z prognozą skutków jego ustaleń na środowisko.

Maj '97: Burmistrz Miasta i Gminy Chocianów wydaje decyzję o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Ale wydaje ją zbyt wcześnie, w wielkim pośpiechu, zanim jeszcze została sporządzona Ocena Oddziaływania na Środowisko.

Sierpień '97: Wojewoda Legnicki wydaje Pozwolenie Wodnoprawne na wykonanie "urządzeń wodnych związanych z budową stawów" a w październiku - pozwolenie na "budowę i zatwierdzenie projektu budowlanego stawów rybnych".

Budowa rusza... Projekt techniczny zakłada "wykonanie stawów rybnych oraz pobór wody podziemnej i jej piętrzenie w tych stawach". Ma na to odpowiednie pozwolenie wodnoprawne. Natomiast "urobek powstały wskutek wykopu należy wbudować w groble stawowe", co jest ujęte w opisie urządzeń wodnych projektu.

Wydaje się, jakby te dwa dokumenty, czyli obie decyzje Wojewody Legnickiego oraz wydane przez niego Pozwolenie Wodnoprawne, nie miały ze sobą nic wspólnego. Pierwsza decyzja ( z marca '98) dotyczyła bowiem jedynie ew. budowy lub utwardzenia dróg, decyzja druga (z lipca '98), dotyczyła już nie tylko budowy dróg (nieutwardzonych) ale także budowli hydrotechnicznych, jak wały przeciwpowodziowe, czy skarpy. O budowie stawów rybnych (!) nie było tu wcale mowy.

Analiza Prawna sporządzona w Centrum Prawa Ekologicznego przez panią Magdalenę Bar wskazuje na wiele odstępstw od założeń samego projektu, z łamaniem prawa łącznie.

Zajmijmy się najpierw żwirem wykopanym na terenie budowy stawów. Jest go sporo, bo stawy są, jak na warunki hodowli ryb, głębokie. Znawcy tematu hodowli ryb i ichtiolodzy uważają nawet, że za głębokie, bo ryby hodowlane na takich głębokościach, krótko mówiąc, nie żyją, nawet jeżeli są to słynne "ryby łososiowate".

Wykopy mają bowiem do 7 (mówi się nawet o 11 m) a żwir jest gdzieś wywożony i sprzedawany. Niezgodnie z założeniami projektu technicznego. Niezgodnie z obowiązującym Prawem Geologicznym i Górniczym, które ustala, że na wydobywanie czegokolwiek, co znajduje się pod powierzchnią gruntu właściciela, dany właściciel musi mieć koncesję. Także przepisy Ustawy o Działalności Gospodarczej mówią o obowiązku uzyskania koncesji na wydobywanie kopalin ze złóż, jak i na składowanie odpadów w wyrobiskach. W miejsce żwiru nawożone są odpady pogórnicze i pohutnicze (żużel szybowy i szlaka pomiedziowa).

W ten sposób dwie pieczenie są pieczone na jednym rożnie - właściciel działki ma podwójną korzyść z jej posiadania: po pierwsze - sprzedaje nie swój de facto żwir, po drugie: "utylizuje" Huty Miedzi w Głogowie, za co KGHM przecież mu płaci. Na jedno i na drugie nie ma pozwolenia, bo w "rzeczywistości administracyjno-biurokratycznej" buduje on stawy rybne. Ale rzeczywistość faktyczna jest zgoła inna. Wydaje się, że stawy rybne nie mają po prostu w danych warunkach szans zaistnienia. To jest właśnie sedno sprawy.

5 marca 1999 członkowie Koła PKE w Chocianowie zobligowali Burmistrza do przeprowadzenia (mimo wszystko) postępowania wyjaśniającego w sprawie pisma skierowanego do Wydziału Architektury, Budownictwa i Gospodarki Przestrzennej Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego.

11 maja 1999 Burmistrz Chocianowa poinformował tutejszy PKE, że decyzję zakazującą kontynuowanie budowy stawów może wydać tylko organ, który udzielił zgody na budowę, czyli Wojewoda Legnicki (którego urząd, w związku z reformą administracyjną, już nie istniał).

W lipcu 1999 przeprowadzono na terenie budowy, po interwencji PKE, odkrywki kontrolne gruntu i sporządzono protokół (z datą 30.07.99), w którym można przeczytać, że "podczas oględzin nie stwierdzono innych materiałów poza gruntem rodzimym". PKE uważa, że oględziny zostały przeprowadzone powierzchownie, nikt nie przekopał hałd głębiej, nikt nie badał dna "stawów", do których wrzucany jest beton, gruz i żużel. "To nie są warunki do hodowli ryb" - skomentowała pani prezes PKE w Chocianowie.

W tym czasie "czynności sprawdzające" prowadziła Prokuratura Rejonowa w Lubinie. Rada Miasta i Gminy Chocianów powołała tymczasem komisję kontrolującą prawidłowość postępowania obu stron sporu. Komisja ta zajęła się "analizowaniem treści dokumentów" i stwierdziła, że "działania podejmowane przez p. burmistrza są prawidłowe", bo "reaguje on na każdy sygnał PKE w Chocianowie", co więcej "nadaje on właściwy tok postępowaniu administracyjnemu".

Mapa okolic Chocianowa

O jakie działania chodziło - nie wiadomo, bowiem, jak twierdzi PKE - burmistrz nie podjął właściwie żadnych działań zmierzających do wyjaśnienia zaistniałej sytuacji, korzystając z tego, że czas działa na korzyść tak jego, jak i spółki "Hydro-Trans".

13 września 1999 Okręg Dolnośląski PKE wystosowuje równocześnie trzy pisma skierowane do, kolejno: Starosty Powiatowego w Polkowicach, Burmistrza Miasta i Gminy Chocianów oraz do Wojewody Dolnośląskiego.

Starostę Powiatowego poproszono o "zdecydowaną interwencję i spowodowanie natychmiastowego wstrzymania zwałowania żużla w stawach oraz cofnięcia Pozwolenia Wodnoprawnego, a także spowodowanie usunięcia żużla przywiezionego dotychczas, na koszt sprawcy, i w końcu - wyciągnięcie konsekwencji służbowych wobec urzędników winnych zaniedbań". Dodano, że "brak reakcji ze strony tych urzędników spowodował, że możliwe było tak długie (ponad rok) zatruwanie środowiska - oczym wszyscy wiedzieli a nikt zdecydowanie nie zareagował". Pismo to zostało wystosowane "w związku z brakiem reakcji ze strony podległych Staroście służb, jak nadzór budowlany, czy Wydział Ochrony Środowiska".

Burmistrz Chocianowa został poinformowany, że "trwa nadal zanieczyszczanie środowiska, czyli - zwożenie materiałów odpadowych do stawów". Pytany jest o to "co uczyniono, aby przerwać zatruwanie środowiska, a skutki dotychczasowych działań sprawcy usunąć na jego koszt" oraz "jak zamierza to załatwić". Oczekuje się także, że "burmistrz stanie zdecydowanie po stronie obrońców środowiska" (a większość z nich to przecież jego wyborcy).

Wojewodę Dolnośląskiego poproszono o "podjęcie działań do ostatecznego załatwienia sprawy". Przedstawiono mu także dotychczasowe działania PKE oraz stan formalno-prawny, w jakim znajdowała się sprawa. Podkreślono, że "żaden organ administracji państwowej (Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska - oddział zamiejscowy w Legnicy), samorządowej (Powiatowy Nadzór Budowlany, Wydział Ochrony Środowiska Starostwa Powiatowego, Rada Miejska w Chocianowie) - nie podjęli żadnych działań zmierzających do ukrócenia bezprawnych poczynań spółki Hydro-Trans".

Dopiero po kolejnej interwencji przedstawicieli Polskiego Klubu Ekologicznego u burmistrza miasta i gminy Chocianów, aby w końcu zareagował na drastyczne przypadki łamania prawa przez spółkę Hydro-Trans, skierował on tam odpowiednie pismo. Wnosi w nim o "usunięcie z placu budowy stawów rybnych w Chocianowie składowanego nielegalnie w dwóch hałdach żużla szybowego, wymieszanego z masami ziemnymi". Uzasadnia to tym, że "składowanie powoduje interwencje mieszkańców, którzy wyrażają zaniepokojenie o nasze środowisko naturalne". Prosi także o "potraktowanie sprawy, jako pilnej i oczekuje informacji o sposobie załatwienia sprawy".

Dokument ma datę 19. 11. 1999. Kiedy byłam w Chocianowie 3 grudnia, żadne kroki w tym kierunku nie zostały przez firmę "Hydro-Trans" podjęte. Co więcej budowa "stawów" szła "pełną parą", jak co dnia...

Sprawa Chocianowa, tego, w jaki sposób jest ona przedstawiana przez burmistrza miasta, jak załatwiają ją urzędnicy, jakie chwyty stosuje się, aby zmylić tropy dziennikarzom i Polskiemu Klubowi Ekologicznemu (którego de facto obowiązkiem jest niezwłocznie reagować na każdy przypadek naruszania Ustawy o Ochronie Środowiska oraz ewidentnych przypadków dewastacji przyrody i zanieczyszczania środowiska) - jest to znów kolejny dowód na to, że władze, wybrane przez społeczeństwo w wolnych wyborach - zwyczajnie ignorują swoich wyborców.

Więcej - działają wręcz na ich szkodę. Społeczności lokalne, które w Polsce są dopiero w początkowej fazie wykształcania się - mają ten rozwój bardzo utrudniony. Z kolei faktem jest też, że protestującym nakazuje się milczeć, zastrasza się ich, zatyka się usta, czasem próbuje się ich przekupić. A może istnieje po prostu społeczne przyzwolenie na to, że "bohater" (najczęściej nieźle ustawiony spryciarz), któremu udało się zebrać większość głosów w wyborach, czy to do Sejmu, czy też samorządowych), po dojściu do władzy może robić to, co mu się żywnie podoba?

Sprawa tzw. "alienacji społecznej" czy też "nihilizmu społecznego" polskiego społeczeństwa, nie jest kwestią prostą do wyjaśnienia. Winę można przyznać poprzedniemu systemowi, czy też po prostu "polskiej tradycji". Ale przecież ten proces "społecznego alienowania się" nie może trwać bez końca. Ludzie nie mogą pozostawać obojętni na to, co się wokół nich dzieje, szczególnie, jeżeli chodzi o środowisko naturalne, którego zanieczyszczenie i dewastacja przekroczyły bariery normalnej środowiskowej tolerancji.

Często jest to kwestia po prostu kojarzenia pewnych faktów. Zanieczyszczenie środowiska ma ogromny wpływ na tzw. "zdrowotność" społeczeństwa. Przypadki wysypywania żużli, czy to koksowniczych, czy, jak w Chocianowie, pohutniczych, są w Polsce wręcz na porządku dziennym, szczególnie na Górnym Śląsku. I mimo, że Ustawa o Odpadach zabrania składowania żużli "gdzie się da", to przecież "polskie podejście do prawa", wszystkim nam doskonale znane, polega na tegoż prawa łamaniu lub wykorzystywaniu wszelkich luk prawnych. I na to także przecież ciche społeczne przyzwolenie, istnieje.

Istnieje w końcu także niebezpieczeństwo, że pomysł spółki Hydro-Trans "pójdzie w świat" i da początek kolejnym takim nadużyciom. Jeżeli więc zaniedbany zostanie ten pierwszy przypadek - to spadnie na nas lawina podobnych, może nawet jeszcze gorszych pomysłów na uciążliwe odpady. Ale wtedy będzie już chyba za późno, by lawinę tę powstrzymać.

Joanna Rybacińska